Współczesny turysta niekoniecznie pójdzie do Luwru. Kraj braci Lumière chętniej zwiedzi biorąc jednocześnie udział w kursie fotograficznym. Zamiast figurki wieży Eiffla przywiezie z wyprawy piasek z Normandii. Przez cały czas trwania podróży pozostanie on-line. Jak zmieniła się turystyka kulturalna w XXI wieku i co to oznacza dla tych, którzy chcą na niej zarabiać?
Wydaje się, że w coraz większym stopniu model działania turystów przypomina to, co specjaliści od marketingu nazywają teorią długiego ogona w odniesieniu do detalicznego handlu w internecie. O co chodzi? Wedle tej koncepcji stworzonej przez Chrisa Andersona, rynek generowany przez nisze jest większy i bardziej dochodowy niż ten kreowany przez bestsellery. Składają się na niego indywidualne wybory licznych klientów, którzy kupują niewielkie ilości wyjątkowych produktów, a nie duże ilości najbardziej popularnych i mocno promowanych rynkowych „hitów”. Kanonicznym przykładem takiego modelu rynku jest Amazon. To tam znajdziemy książki, których na próżno szukać w stacjonarnych księgarniach. Pomysłowa metafora Andersona może być z powodzeniem wykorzystana do myślenia o świecie turystyki. Unikalne, niszowe sposoby spędzania czasu przez turystów, dalekie od mainstreamowej sztampy masowych wyjazdów w topowe „destynacje”, mogą stanowić bazę do stworzenia lukratywnego biznesu. Wymaga to jednak od ludzi z branży turystycznej, a w opisywanym przypadku kulturalnej, zmiany myślenia.
fot. creativeparis.info
W raporcie Moving Targets sporządzonym przez brytyjskie Culture24 w 2012 roku wyróżniono kilka niestandardowych sposobów podróżowania Europejczyków. Turystyka kreatywna to jedna z takich nisz. Podróżującym już nie wystarcza tradycyjne zwiedzanie z przewodnikiem Lonely Planet w ręku i zaliczanie zabytków z listy Top10. Zamiast tego wybierają np. kursy, podczas których aktywnie biorą udział w zwiedzaniu miasta. Przykładem jest chociażby popularne Creative Paris, „biuro podróży“, które oferuje poznanie stolicy Francji poprzez lekcje projektowania mody, gotowania, czy nauki tańca. Chodzi o to, żeby było twórczo, inspirująco i niebanalnie. Wedle raportu Rady Europy z 2011 roku turystyka kreatywna stała się tak istotną gałęzią tego sektora, że wkrótce będzie mogła być utożsamiana z turystyką kulturalną w ogóle. Inną znaczącą niszę w tej dziedzinie wypełnia tanatoturystyka, czyli podróżowanie w poszukiwaniu miejsc związanych ze śmiercią, cierpieniem, wojną. W Europie zainteresowania takie jest najczęściej tożsame z chęcią zgłębiania historii dwóch wojen światowych. Inna chętnie wybierana nisza to turystyka przemysłowa. Odbywający się 2011 European Tourism Day poświęcony był właśnie temu zagadnieniu. Miłośnicy industrialu spędzają czas na odkrywaniu historii dawnych fabryk, destylarni, czy elektrowni. Inny offowy sposób na podróżowanie to turystyka ogrodnicza, która kwitnie w Holandii, Francji (Festival Chaumont Sur Loire) i Wielkiej Brytanii. Popularność takiego podróżowania Na Wyspach potwierdza Visit Englad Award przyznana The English Garden w 2012 roku oraz fakt organizacji ogrodniczych wakacji przez Royal Hurticiultural Society.
fot. Bęc Zmiana
Współczesny turysta nie tylko znudził się tradycyjnym, mainstreemowym podróżowaniem. Co oczywiste, w ostatnim czasie zmienił się również sposób, w jaki wybiera miejsca, do których chce pojechać, czy źródło informacji. Dla 40 procent obywateli Unii Europejskiej internet jest najważniejszym źródłem informacji przed podróżą. Wedle raportu Moving Targets użytkownicy zanim zaczną korzystać ze stron konkretnych instytucji, używają wyszukiwarek Google. Przed podróżą, ale także w jej trakcie korzystają również ze smartfonów. Dużym zainteresowaniem cieszą się przewodniki z cyklu „Act like local”. W trend ten wpisuje się mapa i jej mobilna wersja wydana niedawno przez Fundację Bęc Zmiana w formie aplikacji USE-IT-WARSZAWA. Użytkownik dowie się z niej gdzie chodzą, imprezują, kupują i co jedzą warszawscy hipsterzy. Istotnym źródłem informacji na temat planowanej podróży są fora internetowe, czy serwisy typu Booking.com i TripAdvisor. Z komentarzy innych użytkowników poszukujący dowiaduje się, gdzie warto pojechać, co zobaczyć. Każdy turysta może więc być jednocześnie dostarczycielem informacji.
Wnioski płynące z powyższych faktów powinny mieć realne przełożenie na zmiany zarówno organizacyjne jak i te związane z działaniami promocyjnymi w sektorze turystyki. Po pierwsze, instytucje kultury, które chcą przyciągnąć turystów, nie tylko zagranicznych, ale też po prostu mieszkańców innych miast powinny dbać o swoją obecność w internecie i w przewodnikach nie tylko papierowych, ale też mobilnych. W kampaniach promocyjnych miast, które pozycjonują się poprzez kulturę wykorzystuje się często wizerunki znanych i dużych instytucji kultury. Zgodnie z teorią nisz to co znane, jest coraz mniej atrakcyjne dla bardziej wybrednych zwiedzających. Warto więc pomyśleć nad lepszą promocją np. małych, offowych galerii. Dobrym pomysłem są również różne formy współpracy niewielkich graczy, mające na celu skuteczniejsze obsługiwanie niszowych klientów zgodnie z filozofią „long tail”. Przykładem może być Museum Pass Berlin – karnet, który umożliwia wstęp do kilkunastu dużych muzeów. Podobna inicjatywa przydałaby się dla również w przypadku bardziej niszowych miejsc.
Na pierwszy plan wysuwa się ogólna prawidłowość wynikająca z teorii długiego ogona i wzrostu popularności turystyki niszowej. Kończy się hegemonia wielkich miast i znanych instytucji kultury. Szansę mają mniejsze, wyspecjalizowane podmioty, które dzięki odpowiedniej promocji są w stanie przyciągać poszukujących bardzo konkretnych wrażeń turystów. To kolejny dowód na to, że w erze internetu sukces nie zależy od wielkości.
[KP]